Kto napędza popyt na cyfrowe aplikacje fotograficzne, a kto nie?
Wiem, że wielu z Was doskonale zdaje sobie sprawę z najnowszych zastosowań druku, a przestrzeń fotograficzna znajduje się na samym szczycie listy. Byłem na wielu targach, widziałem wiele stron internetowych, a nawet sam zamówiłem i stworzyłem kilka fotoksiążek. Jeśli chodzi o napędzanie tego rynku, czy popyt pochodzi z rynku lokalnego i jest kierowany do drukarni, która z kolei poszukuje nowego sprzętu i oprogramowania, aby zaspokoić ten popyt? Czy też popyt jest napędzany przez producentów sprzętu i oprogramowania, którzy mówią nam wszystkim, jak wspaniałą okazję tracimy i ile pieniędzy możemy zarobić? Moim skromnym zdaniem odpowiedź jest taka, że zarówno producenci sprzętu, jak i oprogramowania, którzy biją w bębny, aby wygenerować sprzedaż, a w niektórych przypadkach także lokalny popyt, kierują drukarzy/grafików i profesjonalnych fotografów do producentów sprzętu i oprogramowania. Wszystko to wygląda bardzo dobrze: rosnące zapotrzebowanie na to, co potencjalnie może być kolejną wielką rzeczą w rozwoju ludzkiej historii. Tak, powiedziałem "ludzkiej historii", ponieważ ten embrionalny trend jest wciąż tylko embrionalnym trendem w sposobie, w jaki my, ludzie, uwieczniamy te cenne, rzadkie i zabawne chwile w naszym życiu. Interesujące jest to, że z marketingowego punktu widzenia wydaje się, że wciąż niewiele pracy wkłada się w edukowanie ogółu społeczeństwa na temat tego, jak wspaniałe jest całe doświadczenie tworzenia, otrzymywania i przekazywania fotoksiążek oraz jak umożliwia to odwzorowanie ludzkiej podróży. Niedawno podczas podróży służbowej do Moskwy spotkałem się z bardzo interesującym klientem, który zajmuje się m.in. tworzeniem fotoksiążek na zamówienie. Jakość była fantastyczna, a produkt końcowy po prostu niesamowity. Ale dlaczego nie robi się tego więcej? Profesjonalni fotografowie zwracają się do drukarni, aby wygenerować popyt, drukarnie zwracają się do sprzedawców sprzętu, a ci z kolei zwracają się bezpośrednio do drukarni.... Jest to trochę dziwne, ponieważ żadna z tych osób nie jest generatorem popytu - to raczej osoby określające popyt. Jak więc dotrzeć do generatorów popytu? Jak my, jako drukarnie, jako dostawcy sprzętu i oprogramowania, mamy dotrzeć do milionów ludzi, z których każdy ma swoją historię do opisania w obrazach i słowach, do naszych drukarni, na nasze strony internetowe? Jeśli z powodzeniem rozwijasz swój biznes związany z cyfrowymi fotoksiążkami, jak to robisz? Chciałbym się dowiedzieć, czy nowe podejście do biznesu, takie jak media społecznościowe, rzeczywiście napędza ten wzrost, czy też jest to bardziej tradycyjne podejście do strony internetowej i reklamy, czy też oba te podejścia, a może coś innego?